wtorek, 28 lipca 2015

Pierwsze problemy


Jak pisałam w poprzednim poście, na drugi dzień naszego pobytu, przenieśliśmy się do Johna.

4-5/07
W weekend zaczęliśmy nasze poszukiwania pracy. Znaleźliśmy polski sklep, na którym wisiało duzo ogłoszeń, o pracy, pokojach do wynajęcia itd. Między innymi znalazłam tam ogłoszenie, że pilnie poszukują pokojówki do hotelu. Zrobiłam zdjęcie i od razu po powrocie do domu wysłałam mailem cv. Tego samego dnia powysyłaliśmy jeszcze troche odpowiedzi na różne oferty pracy w internecie.

6/07
W poniedziałek wybraliśmy się do Londynu, bo ciągle żyliśmy w przekonaniu, że jeśli nie znajdziemy pracy, to wrócimy i potraktujemy nasz wyjazd jako zwyczajne wakacje, więc oczywiste było, że musimy zwiedzić stolicę, zwłaszcza, że z naszego miasta mamy 40min do Londynu :). W każdym razie tego samego dnia zadzwonił do mnie manager hotelu do którego wysłałam cv i zaprosił na rozmowę kwalifikacyjną we wtorek rano. Oboje z Krystianem bardzo się ucieszyliśmy, bo dzięki tej pracy, mielibyśmy pewność, że nasz plan się powiedzie i że będziemy mogli tu zostać do końca września. 

7/07
Na drugi dzień, we wtorek, poszłam na rozmowę. Okazało się, że poza etatem pokojówki, potrzebują kogoś na recepcję, a to że miałam roczne doświadczenie na tym stanowisku ułatwiło sprawę. Nazajutrz miałam przyjść na dzień próbny. Wszystko pięknie, fajnie, ale schody zaczęły się w momencie kiedy manager zapytał czy mam National Insurance Number i konto w banku. Oczywiście nie miałam, mimo, ze przed wyjazdem dowiadywałam sie sporo o tym jak i kiedy wyrobić NIN ale po tak krótkim czasie w uk nie było szansy zdążyć go wyrobić. Na szczęście manager uspokoił mnie i wyjaśnił, że wystarczy jak złożymy wniosek w urzędzie, ze mam tylko zadzwonić, umówić się i, że będzie mnie mógł legalnie zatrudnić.
Kolejnym problemem okazało się założenie konta w banku. W Polsce jak wszyscy wiemy, idzie się do banku, prosi o założenie konta i po kilkunastu minutach nasze konto zostaje otwarte. Tutaj jest inaczej. Byliśmy w każdym banku w Luton (na nasze szczęście wszystkie są koło siebie) i w każdym, z wyjątkiem jednego (lloyds'a) wymagane było potwierdzenie adresu (czyli rachunek np za prąd zaadresowany na nasze nazwisko), którego oczywiście nie mieliśmy, wynajmując pokój przez kilka dni u prywatnego człowieka. Zaczęłam trochę panikować. W lloydsie umówiliśmy się na spotkanie w sprawie założenia konta dopiero półtora tygodnia później, ale okej, lepsze to, niż nic, także cierpliwie czekaliśmy. 

8/07
W środę miałam swój dzień próbny. 2h jako pokojówka, co było cholernie męczące i nigdy nie sądziłam, że ścieląc łóżko można sie tak spocić... Następnie 2h na recepcji, co było jedynie odpoczynkiem i miłą odskocznią od tyrania podczas sprzątania pokoi.
Pracę dostałam, na drugi dzień juz miałam przyjść na 7 i być szkolona do pracy na recepcji. 
Tego dnia pojawił sie mały haczyk związany z wypłatą. Okazało się, że pieniądze wypłacane są tutaj co miesiąc, a nie co tydzień, max dwa, jak wszędzie w Anglii. Nie ukrywam, że trochę mnie to zmartwiło, bo nie byłam pewna czy mamy wystarczajaco duzo pieniędzy, żeby przeżyć tu przez pierwszy miesiąc.
Po powrocie do domu, próbowaliśmy umówić sie na wyrobienie ubezpieczenia. Udało się umówić tylko jedną osobę na drugi dzień, co było dla nas nieopłacalne, bo siedziba znajduje sie w Londynie, wiec bez sensu byłoby jechac za £21 w te i z powrotem. Chcieliśmy to od razu połączyć z kolejnym dniem zwiedzania. Na szczęście na drugi dzień udało sie zmienić termin i oboje mieliśmy spotkania w piątek. 

9/07
W czwartek odbyła się moja pierwsza zmiana na recepcji. Po 3h manager chciał ze mną porozmawiać. Dowiedział się, że mam watpliwości, czy wystarczy nam pieniędzy, żeby przetrwać do wypłaty. Powiedziałam mu, ze wszystko zależy od tego, czy uda nam się znaleźć tańszy pokój, bo nasz obecny jest zdecydowanie za drogi (£700 miesięcznie?!!). 
Manager kazał mi od razu wyjsć z pracy, wrócić do domu, zacząć szukać pokoju i do jutra dać znać czy zostajemy, bo powiedział, że nie ma sensu, żebym tu siedziała, bo jesli okaże sie, ze muszę wracac do Polski, to nie bedzie mi mogl za to zapłacić. 
Zrobiłam tak jak kazał. Po powrocie do domu, zaczęliśmy dzwonić po wszystkich ogłoszeniach. Większość była nieaktualna, reszta wymagała minimalnego 6miesiecznego wynajmu, inni chcieli kosmiczny depozyt. Powoli zaczynaliśmy wątpić, aż w końcu chłopak z jednego ogłoszenia zgodził się na krótki wynajem i potrzebował kogoś od zaraz, a tak sie złożyło, że wynajem naszego obecnego pokoju kończyła sie w piątek, czyli na drugi dzień.
Umówiliśmy się z tym chłopakiem, ze przyjdziemy zobaczyć pokój. Kilka godzin pozniej juz tam byliśmy...
O tym co było dalej, opowiem w kolejnym poście :)

Poniżej trochę zdjeć ze wspomnianej wycieczki do Londynu.

Pozdrawiam
Iga :)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz