czwartek, 30 lipca 2015

Nowy pokój i National Insurance Number

10/07
Nasz nowy pokój, który zdecydowaliśmy się wynająć pozostawiał wiele do życzenia. Łóżko dla 1,5 osoby, wszędzie kurz, syf. Kuchnia się kleiła. Poza nami mieszka tu dwóch młodych chłopaków, których całymi dniami nie ma w domu, więc łatwo można sobie wyobrazić w jakim stanie było mieszkanie. Jednak nie mieliśmy wyboru. Albo to, albo powrót do domu. Decyzja była dość łatwa, choć przez chwilę rozważaliśmy drugą opcję (bardziej Krystian niż ja, bo wiedziałam, że będziemy żałować, że nie spróbowaliśmy).
Wprowadziliśmy się w piątek rano, od razu poszliśmy do sklepu po jakieś prześcieradło, poszewki na poduszki i koc. W Primarku znaleźliśmy wszystko, co było nam potrzebne i wydaliśmy jakieś £11, co w naszej sytuacji finansowej, było bardzo pocieszające.
Decyzja o zostaniu w Anglii wiązała się z tym, ze będziemy musieli bardzo rozważnie robić zakupy i oszczędzać pieniądze, żeby dotrwać do mojej pierwszej wypłaty. Za nowy pokój płacimy £490, co wciąż jest kupą kasy, zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki. Jednak lepsze to, niż nic. Dużym plusem tego mieszkania, jest lepsza lokalizacja, jeśli chodzi o sklepy.
Tego samego dnia, o 14, mieliśmy umówione spotkanie w Londynie w sprawie wyrobienia National Insurance Number.
Jeszcze zanim opowiem jak to przebiegało, wyjaśnię co to w ogóle jest i po co tak bardzo jest potrzebny.
National Insurance Number w dużym uproszczeniu jest to po prostu ubezpieczenie, które upoważnia nas do pracy na terenie Wielkiej Brytanii i darmowego korzystania z usług medycznych. Bez niego nie ma szans dostać legalną pracę, a w dzisiejszych czasach nikt już nie zatrudnia na czarno...
Co należy zrobić, żeby umówić się na spotkanie?
Po pierwsze zadzwonić na numer 0345 600 0643 (uważajcie, bo infolinia jest bardzo droga i jeśli macie możliwość, to polecam zadzwonić ze stacjonarnego-jest dużo taniej). Gdy już uda wam się dodzwonić, co może chwilę potrwać, osoba po drugiej stronie będzie pytała was jedynie o imię i nazwisko, datę urodzin oraz od kiedy jesteście w UK. Następnie poda wam termin spotkania, najbliższą siedzibę, do której będziecie musieli się na to spotkanie udać oraz numer, który koniecznie trzeba zapisać, bo będzie wam później potrzebny.
Wolne terminy to chyba kwestia szczęścia. Oni mają jakiś limit na ilość umawianych spotkań, dlatego musicie dzwonić dzień po dniu, jeśli chcecie to załatwić jak najszybciej.
Jak już wam się uda, osoba z ktorą rozmawiacie powie, co musicie mieć ze sobą. Będzie to jedynie paszport, dowód (najlepiej jedno i drugie, jeśli macie taką możliwość) i potwierdzenie adresu (jeśli go nie macie, spokojnie, nic się nie stanie).

A teraz jak dokładnie wygląda takie spotkanie...
Na tą samą godzinę umówionych było kilkanaście/kilkadziesiąt osób. Punktualnie wpuścili wszystkich do środka urzędu. Na początku musieliśmy wypełnić krótką ankietę (nazwisko, numer,który dostaliśmy umawiając się przez telefon i godzinę wizyty). Następnie z tymi ankietami podchodziliśmy do okienka, w którym dostaliśmy numerek i zostaliśmy pokierowani, gdzie mamy się udać. W sali, na którą trafiłam było dużo stanowisk i ludzi. Wszyscy czekali na swoją kolej. Po jakiś 20 minutach wywołali mój numerek. Pani zaprowadziła mnie do stanowiska i zaczęła się rozmowa. Na samym poczatku poprosiła o potwierdzenie adresu (nie było to wymagane, Krystiana o to nie poprosili, jednak na wszelki wypadek miałam list od poprzedniego właściciela,w którym potwierdzał, ze u niego mieszkaliśmy), następnie pani poprosiła o dowód osobisty i paszport. Przyjrzała się, czy to na pewno ja i zapytała jak się nazywam. Potem zaczęła zadawać różne pytania, jak np. kiedy przyjechałam do UK, gdzie spałam pierwszej nocy, w jakim hotelu, po co mi NIN i blabla. Masa podstawowych pytań. Nic skomplikowanego. Następnie musiałam podpisać się pod wszystkim, wzięła paszport do sprawdzenia i już zostało mi jedynie na niego czekać. Dostałam papier potwierdzający moją aplikację, z numerem referencyjnym. Po około 4 tygodniach NIN ma przyjść pocztą.
Całe spotkanie zajęło nam około 40 minut.


Potem poszliśmy dalej zwiedzać Londyn. Tym razem udało nam się pójść do National Gallery i British Museum, bo poprzednim razem zabrakło nam na wszystko czasu.
Londyn, to miasto, w którym każdy znajdzie jakieś plusy. My znaleźliśmy ich baardzo dużo i zamierzamy tam wrócić ;) kto wie, moze kiedyś na dłużej...













wtorek, 28 lipca 2015

Pierwsze problemy


Jak pisałam w poprzednim poście, na drugi dzień naszego pobytu, przenieśliśmy się do Johna.

4-5/07
W weekend zaczęliśmy nasze poszukiwania pracy. Znaleźliśmy polski sklep, na którym wisiało duzo ogłoszeń, o pracy, pokojach do wynajęcia itd. Między innymi znalazłam tam ogłoszenie, że pilnie poszukują pokojówki do hotelu. Zrobiłam zdjęcie i od razu po powrocie do domu wysłałam mailem cv. Tego samego dnia powysyłaliśmy jeszcze troche odpowiedzi na różne oferty pracy w internecie.

6/07
W poniedziałek wybraliśmy się do Londynu, bo ciągle żyliśmy w przekonaniu, że jeśli nie znajdziemy pracy, to wrócimy i potraktujemy nasz wyjazd jako zwyczajne wakacje, więc oczywiste było, że musimy zwiedzić stolicę, zwłaszcza, że z naszego miasta mamy 40min do Londynu :). W każdym razie tego samego dnia zadzwonił do mnie manager hotelu do którego wysłałam cv i zaprosił na rozmowę kwalifikacyjną we wtorek rano. Oboje z Krystianem bardzo się ucieszyliśmy, bo dzięki tej pracy, mielibyśmy pewność, że nasz plan się powiedzie i że będziemy mogli tu zostać do końca września. 

7/07
Na drugi dzień, we wtorek, poszłam na rozmowę. Okazało się, że poza etatem pokojówki, potrzebują kogoś na recepcję, a to że miałam roczne doświadczenie na tym stanowisku ułatwiło sprawę. Nazajutrz miałam przyjść na dzień próbny. Wszystko pięknie, fajnie, ale schody zaczęły się w momencie kiedy manager zapytał czy mam National Insurance Number i konto w banku. Oczywiście nie miałam, mimo, ze przed wyjazdem dowiadywałam sie sporo o tym jak i kiedy wyrobić NIN ale po tak krótkim czasie w uk nie było szansy zdążyć go wyrobić. Na szczęście manager uspokoił mnie i wyjaśnił, że wystarczy jak złożymy wniosek w urzędzie, ze mam tylko zadzwonić, umówić się i, że będzie mnie mógł legalnie zatrudnić.
Kolejnym problemem okazało się założenie konta w banku. W Polsce jak wszyscy wiemy, idzie się do banku, prosi o założenie konta i po kilkunastu minutach nasze konto zostaje otwarte. Tutaj jest inaczej. Byliśmy w każdym banku w Luton (na nasze szczęście wszystkie są koło siebie) i w każdym, z wyjątkiem jednego (lloyds'a) wymagane było potwierdzenie adresu (czyli rachunek np za prąd zaadresowany na nasze nazwisko), którego oczywiście nie mieliśmy, wynajmując pokój przez kilka dni u prywatnego człowieka. Zaczęłam trochę panikować. W lloydsie umówiliśmy się na spotkanie w sprawie założenia konta dopiero półtora tygodnia później, ale okej, lepsze to, niż nic, także cierpliwie czekaliśmy. 

8/07
W środę miałam swój dzień próbny. 2h jako pokojówka, co było cholernie męczące i nigdy nie sądziłam, że ścieląc łóżko można sie tak spocić... Następnie 2h na recepcji, co było jedynie odpoczynkiem i miłą odskocznią od tyrania podczas sprzątania pokoi.
Pracę dostałam, na drugi dzień juz miałam przyjść na 7 i być szkolona do pracy na recepcji. 
Tego dnia pojawił sie mały haczyk związany z wypłatą. Okazało się, że pieniądze wypłacane są tutaj co miesiąc, a nie co tydzień, max dwa, jak wszędzie w Anglii. Nie ukrywam, że trochę mnie to zmartwiło, bo nie byłam pewna czy mamy wystarczajaco duzo pieniędzy, żeby przeżyć tu przez pierwszy miesiąc.
Po powrocie do domu, próbowaliśmy umówić sie na wyrobienie ubezpieczenia. Udało się umówić tylko jedną osobę na drugi dzień, co było dla nas nieopłacalne, bo siedziba znajduje sie w Londynie, wiec bez sensu byłoby jechac za £21 w te i z powrotem. Chcieliśmy to od razu połączyć z kolejnym dniem zwiedzania. Na szczęście na drugi dzień udało sie zmienić termin i oboje mieliśmy spotkania w piątek. 

9/07
W czwartek odbyła się moja pierwsza zmiana na recepcji. Po 3h manager chciał ze mną porozmawiać. Dowiedział się, że mam watpliwości, czy wystarczy nam pieniędzy, żeby przetrwać do wypłaty. Powiedziałam mu, ze wszystko zależy od tego, czy uda nam się znaleźć tańszy pokój, bo nasz obecny jest zdecydowanie za drogi (£700 miesięcznie?!!). 
Manager kazał mi od razu wyjsć z pracy, wrócić do domu, zacząć szukać pokoju i do jutra dać znać czy zostajemy, bo powiedział, że nie ma sensu, żebym tu siedziała, bo jesli okaże sie, ze muszę wracac do Polski, to nie bedzie mi mogl za to zapłacić. 
Zrobiłam tak jak kazał. Po powrocie do domu, zaczęliśmy dzwonić po wszystkich ogłoszeniach. Większość była nieaktualna, reszta wymagała minimalnego 6miesiecznego wynajmu, inni chcieli kosmiczny depozyt. Powoli zaczynaliśmy wątpić, aż w końcu chłopak z jednego ogłoszenia zgodził się na krótki wynajem i potrzebował kogoś od zaraz, a tak sie złożyło, że wynajem naszego obecnego pokoju kończyła sie w piątek, czyli na drugi dzień.
Umówiliśmy się z tym chłopakiem, ze przyjdziemy zobaczyć pokój. Kilka godzin pozniej juz tam byliśmy...
O tym co było dalej, opowiem w kolejnym poście :)

Poniżej trochę zdjeć ze wspomnianej wycieczki do Londynu.

Pozdrawiam
Iga :)











Wprowadzenie

Zakładam kolejnego bloga, z nadzieją, że tym razem przetrwa dłużej niż dwa posty... :)
Razem z chłopakiem, Krystianem, postanowiliśmy wyjechać do Anglii na wakacje, żeby zarobić troche pieniędzy, nauczyć się dorosłego, prawdziwego życia pełnego problemów i poznać coś nowego. 
Pomyślałam, że blog może być fajną pamiątką z naszej podróży, taki wirtualny pamiętnik. 
Zamierzam tu opisywać nasze wzloty i upadki, przygody, przemyślenia, może jakieś rady. Zobaczymy :)

Na razie zacznę od początku.
Kilka miesięcy temu zrodził się pomysł, żeby wyjechać do UK na całe wakacje, żeby zarobić trochę (prawie 6x więcej) pieniędzy, żeby odpocząć od nudnej polskiej rzeczywistości, zobaczyć coś nowego, podszkolić język itd.
Wybraliśmy Luton. Dużo ludzi pyta dlaczego. Szczerze? Głównym powodem  było to, że mieliśmy bezpośredni lot, a ceny pociągów dojazdowych do rożnych miejscowości nieraz przekraczały cenę biletu. 
W mieście nikogo nie znaliśmy, przyjechaliśmy całkiem w ciemno. Pierwszą noc mieliśmy zarezerwowaną w hotelu, potem na kolejne kilka dni wynajęty pokój u faceta, którego znaleźliśmy na airbnb.com.
Wylądowaliśmy 2 lipca około 14:00. Resztę dnia spędziliśmy na poznawaniu okolicy, aklimatyzacji, zakupach, rozeznaniu sie co i jak. Na drugi dzień w południe juz byliśmy u Johna, od którego wynajmowaliśmy pokój. Jego dom znajdował się na jednej z ładniejszych i bogatszych ulic w Luton. Sąsiednie domy  były przepiękne. Prawdziwa brytyjska architektura. W pobliżu ogromny park i wzgórza, z których mieliśmy widok na miasto. Bardzo nam się tam podobało i najchętniej zostalibyśmy tam najdłużej jak to możliwe. Niestety po równo tygodniu musieliśmy się wyprowadzić...
O tym co było dalej i kwestie pracy itd opowiem w kolejnych postach.

Do usłyszenia :)
Iga